Mój pierwszy poród czy było strasznie? Czy warto się bać?

Cześć,

wiem, że dawno mnie tu nie było. Ostatni miesiąc ciąży bardzo mnie „przeczołgał”. Brakowało energii i sił nawet na najprostsze czynności. Dzisiaj jestem już 2 tyg po porodzie i zaczynam ogarniać nową rzeczywistość 🙂 Działanie jest inne, nie mogę robić tyle co wcześniej, ale cóż planowało się powiększyć rodzinę więc trzeba robić tyle ile można 😛

Nim opiszę poród, aby parę osób wesprzeć, przed którymi ten dzień, chciałabym wspomnieć o paru rzeczach:

  • każdy jest zupełnie inny i nie warto porównywać się,
  • ja planowałam całą ciążę ( ponieważ kocham planować, ale też w związku z chorobami w rodzinie i moim zdrowiem), podeszłam do tego bardzo przygotowana ( w wiedzę teoretyczną), ale i tak ciąża dała mi się we znaki i poród oraz połóg też,
  • pamiętajmy, że każdy inaczej odczuwa ból, każdy ma inny poziom cierpliwości i każdy inaczej odczuwa emocje.

Zgodnie z terminem miałam urodzić 29 maja. Zgodnie z informacją od lekarza od początku maja, mogłam rodzić każdego dnia, więc sytuacja była dość napięta. Ostatecznie wszystko się zaczęło około 2 w nocy 31 maja. Zaczęłam czuć skurcze, ale że skurcze przepowiadające czułam już wcześniej, za bardzo się tym nie przejęłam. Około 3 skurcze były regularne, w związku z tym obudziłam Pawła. Około 4 byliśmy w szpitalu gdzie dowiedziałam się, że zaczęłam rodzić. Miałam już 2-3 cm rozwarcia i dowiedziałam się, że nie ma miejsc na porodówce (więc super informacja :)) Wiedziałam, że jak rodzić to tylko na Żelaznej więc się uparłam. Po zrobieniu badania ktg zostałam przyjęta do domu narodzin.

Info dla niewtajemniczonych

Dom narodzin, to takie pokoje które wyglądają jak dom. Jest normalne łóżko, zero aparatury medycznej. W domach narodzin nie ma znieczuleń ani przyspieszania porodu. Więc informacji jak to wygląda w szpitalu na Żelaznej – tutaj.

Około 5 byłam już w domu narodzin, gdzie pierwsza położna była super miła. Druga nie. Chociaż w tamtym momencie wiedziałam, że mogę ją źle odbierać, ale po porodzie jak rozmawiałam z Pawłem, który cały czas był ze mną, wiem, że była nie miła. Ale cóż chciałam rodzić w tym szpitalu więc trzeba było zagryźć zęby.

Poród na bloku porodowym

W skrócie od przybycia do szpitala do godziny 10, poród nie postępował. Skurcze były bolesne, syn się wiercił, byłam zmęczona, blada i między skurczami zasypiałam.

Po 10 jak się okazało, że nic się nie dzieje, zostałam skierowana do sali porodowej (była wolna sala – super). Tam przyszła do mnie lekarka i nowa położna, które były super !!!

By przyspieszyć poród zostały przebite wody płodowe, które w konsekwencji nie zmieniły sytuacji, a dodały dodatkowy ból.  Nigdy w życiu chyba tak głośno nie krzyczałam, cóż Paweł się nasłuchał.

Ból i zmęczenie dały się we znaki, więc skorzystałam ze znieczulenia, które wykonała świetnie pani anestezjolog, która po poinformowaniu mnie o tym, że muszę siedzieć 10 minut i się nie ruszać, była przeze mnie przepraszana, że musiała do mnie przyjść, ale ja 10 minut nie wysiedzę. Udało się i wysiedziałam 😛 ale naprawdę obsługa w szpitalu to pełna profeska.

Po znieczuleniu, ja i Paweł zdrzemnęliśmy się bo wreszcie mogliśmy odpocząć. Przychodziła położna, ale nadal poród nie postępował. Po jakimś czasie wróciła pani doktor wraz z drugim lekarzem, ponieważ przy skurczach tętno syna malało i chcieli to lepiej zweryfikować. I okazało się, że syn był źle ułożony i może (ale mało prawdopodobne) po jakimś czasie by się przekręcił, ale nie wiadomo przy jego rozmiarach. Lekarz powiedział, że w związku z tętnem nie trzeba panikować, ale też nie ma co czekać. Była godzina 13. Doktor wskazał cesarskie cięcie jako rozwiązanie sytuacji. Chwilę po 13 już byłam wieziona na salę, a Paweł był wyproszony ze szpitala. Dopiero mogłam się z nim zobaczyć po 3 dniach jak wychodziłam.

Oczywiście na sali operacyjnej ludzie przesympatyczni, chwila i znieczulenie, a potem chwila i syn był już na świecie.

3 dni w szpitalu też były ok, dużo jedzenia, częste przynoszenie leków, opieka. Będę polecać ten szpital.

Tak w skrócie by Was nie zanudzić 😉

Powiem tak, ja osoba planującą bardzo dużo rzeczy, cesarskiego cięcia ( czyli operacji po której się trochę do siebie do dochodzi), szwów, zastrzyków itd nie planowałam. Wiem, też, że dużo ludzi nie uznaje cesarskiego cięcia za poród. Cóż sytuacja, a dokładnie zdrowie mojego syna to wymagało i jakbym cofnęła się w czasie znowu zgodziłabym się z doktorem, aby zrobić cesarkę jeżeli on uważał to za jedyne rozwiązanie.

Dużo kobiet po cc nie ma od początku laktacji. No laktacja od razu się włącza przy porodzie naturalnym. Ale można pracą, samozaparciem i piciem Femaltiker, wspomóc ten proces i karmić  🙂

Czego zapomniałam

(tak nawet mi planującej wszystko zdarza się zapomnieć): zapomnieliśmy z Pawłem o jedzeniu dla niego. Chłopak od 3 rano do 13 był na paru słodkich przekąskach z mojej torby, bo nie mógł wyjść z pokoju w związku z wirusem. Nie wzięliśmy dla niego termosu z kawą, która na pewno by go wspomogła.

Wzięłam do szpitala za mało butelek z wodą do picia.

Na pewno jeżeli ktoś rodził przed pandemią corona wirusa, czy będzie rodził jak obostrzenia jeszcze bardziej będą zdjęte, będzie mógł skorzystać z odwiedzin w szpitalu, aby ktoś mógł donieść mu rzeczy. Ja się cieszyłam, że została udostępniona możliwość rodzenia z partnerem. Bo jak myślę, że od 4 rano do 13 miałabym być sama w szpitalu.. To na samą myśl jest mi ciężej.

Co do emocji?

Jak ogląda się filmy czy zdjęcia, kobiety po porodzie zalewają się łzami radości. Ja nie płakałam po porodzie z radości, nie płakałam jak byłam w szpitalu z powodu żadnych emocji. Emocje dotarły do mnie w domu. Jak doszło do mnie, że mam problemu dość spore z karmieniem, jak dotarło do mnie że nie rodziłam naturalnie ( a czytałam w czasie ciąży jak dobre dla dziecka są porody naturalne). ale taki zjazd emocjonalny trwał z 2-3 dni. Oczywiście sobie to wszystko przemyślałam na spokojnie i mi przeszło. Ale na pewno każdy jest inny ktoś może płakać po porodzie, ktoś inny przechodzić depresję po porodową. Ja się liczyłam z baby blusem i depresją. Udało się, że łatwo to przeszłam. Ale pamiętajcie jeżeli się źle czujecie porozmawiajcie z najbliższymi, ale jeżeli nie są oni wstanie udzielić Wam wsparcia jakiego potrzebujecie, możecie zawsze skontaktować się z psychologiem.

Czy poród był straszny i zniechęcił mnie do kolejnej ciąży?

Tak i nie. Poród był męczący, a także dochodzenie do siebie przez pierwsze 1,5 tyg było ciężkie. Jeżeli planowałabym jedno dziecko. Stwierdziłabym jedno mam. Dziękuję za więcej.

Zawsze chciałam mieć dwoje dzieci. Oczywiście kolejne jest w planach 🙂 ale na to przyjdzie czas. Muszę się zregenerować, ogarnać syna, poświęcić mu dużo uwagi bo najważniejszy jest okres od 0 do 3 lat. I na tym się skupię. Jednak pomimo, że poród trwał długo i dochodzenie do siebie też nie zmieniło ono moich planów.

 

Mam nadzieję, że kobiety, które w najbliższym czasie będą miały poród lub planują ciążę, ale boją się porodu, będą się bały mniej. Kobiety rodzą od wielu, wielu lat. Jesteśmy silne i zawsze damy radę. Strach ma wielkie oczy. Najważniejsze być przygotowanym i wybrać najlepszy szpital w swoim mieście.

 

Pozdrawiam,

Kamila

 

Add a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *